Skoczkowie grający z siatkarzami, akcje których nie zobaczymy podczas zwykłych spotkań i uśmiech na twarzach potrzebujących. Impreza zakończyła się sukcesem, a gwiazdy już teraz mówią o powrocie.
W mieście gdzie wciąż bardziej żyjemy siatkarską historią niż sukcesami naszych zespołów, wczoraj mogliśmy poczuć dumę. Do Szczecina zjechali najlepsi polscy skoczkowie narciarscy oraz wybitne siatkarskie nazwiska za równo w wydaniu męskim jak i żeńskim. Sportowców połączył wspólny cel - zebranie środków, na pomoc dla podopiecznych hospicjum.
Wiele się działo zanim gwiazdy wybiegły na parkiet. Od rana w hali ZUT odbywał się turniej amatorski, w którym udział wzięło 15 zespołów. W międzyczasie goście rozdawali autografy, a delegacja w składzie Kamil Stoch, Daniel Pliński, Izabela Bełcik i Anita Kwiatkowska odwiedziła podopiecznych hospicjum: Mateusza z dystrofią mięśniową i Dawida, który cierpi na niewydolność oddechową. Obaj byli bardzo szczęśliwi otrzymując z rąk sportowców pamiątki, samemu także się rewanżując, dzięki czemu Stoch zabierze do domu m.in. ręcznie malowany portret ze swoją podobizną.
- Same wspaniałe gwiazdy, rzadko kogoś takiego gości się w domu - mówił szczęśliwy ojciec Mateusza.
- Miałem przyjemność spotkać dwóch wspaniałych bohaterów. Naprawdę bohaterów, wielką literą. Chcemy swoją obecnością sprawiać takim dzieciakom trochę radochy, mam nadzieję, że to się udało - mówił później Pliński, który w Meczu Gwiazd pojawił się po raz drugi
- Rok temu powiedziałem, że na pewno przyjadę i słowa dotrzymałem. Cel jest bardzo fajny, możemy naszą grą dołożyć trochę grosza dla hospicjum. I to jest w tym wszystkim najważniejsze - mówił zawodnik, który wiódł prym swoimi umiejętnościami, ale także rozbawiając publiczność.
Godzina zero wybiła o osiemnastej. Na widowni komplet spragnionych emocji widzów, a na parkiecie uśmiech, który nikomu nie schodził z ust. Byliśmy świadkami niezwykłych zagrań, które mogą mieć miejsce tylko raz w roku, właśnie w Szczecinie. Mogliśmy zobaczyć jak atakuje Dawid Kubacki siedząc na barkach Daniela Plińskiego. Ten drugi w pewnym momencie postanowił serwować z wysokości trybun. Po jednej z takich zagrywek na parkiet wrócił dopiero po kilkunastu minutach, bo publiczność nie pozwalała mu odejść bez autografu. Tego dnia nikt podpisu czy zdjęcia nie odmawiał.
W akcjach obserwowaliśmy także sędziów, trenerów obu zespołów - Mariusz Wiktorowicza, Piotra Makowskiego, czy maskotkę siatkarek Chemika Police. W pewnym momencie głód gry był tak wielki, że na parkiecie pojawili się wszyscy zawodnicy. Mogliśmy przekonać się, że nie łatwo skończyć atak, kiedy do bloku skacze kilkunastu zawodników. Jednym słowa - zabawa.
Działo się na parkiecie i poza nim. Swoje szoł miał duet Crazy Cannons, który ze specjalnych armatek strzelali koszulkami w publiczność, a ta prezentowała meksykańska falę.
- W zeszłym roku mówiliśmy otwarcie - jeśli ten mecz znów będzie organizowany, to na pewno się na nim pojawimy - mówi mistrz świata w skokach narciarskich Kamil Stoch. - Uważam, że takie akcje trzeba wspierać i promować, bo chociaż orłem w siatkówce nie jestem, to cel jest szczytny - dodaje skoczek, który tego dnia z okazji urodzin usłyszał gromkie - sto lat!
Szczecińska widownia skutecznie rozgrzewana przez Jarosława Marendziaka, przez cały czas gromki brawami nagradzała zabawę zawodników
Z dziennikarskiego obowiązku powinniśmy podać wynik, jednak go nie znamy, ponieważ w czwartym secie na parkiecie pojawili się wszyscy zawodnicy, a kilka piłek na boisku sprawiło, że tablica wyników zaczęła wariować.
Największy dystans do Szczecina przemierzyli skoczkowie narciarscy. Droga powrotna do krótkich nie należy, ale wspomnienia zebrane przez sportowców powinny wypełnić czas.
- Z pewnością będzie o czym rozmawiać, chociaż nie spędziłem w Szczecinie zbyt wiele czasu - mówi Maciej Kot, który nie opuścił okazji by wystąpić w turnieju amatorskim, który potraktował jako rozgrzewkę.
- Chciałem wejść w siatkówkę, bo dawno nie grałem. W Meczu Gwiazd początkowo zjadła mnie trema i nie byłem w stanie grać na swoim poziomie, później już była większa swoboda.
Publiczność kilka razy gromkimi owacjami nagrodziła grę Kota i nie były to brawa na zachętę. Mierzący 178 cm skoczek imponował nie tylko wyskokiem, ale także umiejętnościami.
- Fajnie, że każdy równomiernie dostawał piłki. Dzięki temu atakowałem z lewego i prawego skrzydła, a nawet ze środka.
Jeszcze będąc w Szczecinie, gwiazdy zapowiadały, że za rok tu się pojawią.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że impreza się udała. Życzę sobie by za rok publiczność była równie roześmiana, ale może już na nowej hali? - marzy Maciej Sośnicki, jeden z organizatorów, a my do tego marzenia się przyłączamy.
źródło: Marcin Dworzyński / Głos Szczeciński